Obłęd
Tylko kłamstwa potoki, obelg strumienie,
Słowo dziś tylko nienawiści nośnikiem.
Najchętniej zamieniłbym uszy w kamienie,
Na zawsze się rozstał z rozpaczy tej
krzykiem.
Dźwięk nerwy szarpie, nad myślą się
znęca,
Wypacza odczucia? już nic nie rozumiem.
Próbuję go stłumić z uporem szaleńca,
Lecz siebie samego odnaleźć nie umiem.
Wtem obłęd zawładnie mą myślą spaczoną,
Nóż ostry w dłoni siądzie, w oczach wzrok
tępy,
Co medium mych cierpień jest przecież
wiadomo,
Problemy pochodne odrzucę w odmęty.
Do ucha przykładam narzędzie szaleńca,
Dreszcz ciało przeszywa, chłód klingi
odczuwam.
Akt następuje, cierpienie nie zniechęca,
Ze spokojem do końca ostrze dosuwam.
Na kolana padłem, głowa na pierś zwisła,
W tej ciszy samotnej do bogów klnę,
szlocham.
Nie z bólu, lecz myśli, co po czasie
przyszła:
Wszak nigdy już więcej nie usłyszę
?kocham?.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.