W obronie księżyca
Ledwie księżyc wzeszedł,
a już jakbym dotknął strun,
krzyżyki gwiazd migocą srebrem,
wystukuje serce śpiewne swoje metrum.
Rzeka jak srebrny włos anielski
zwisa z choinki łąk
i nawet psy, co szczekają we wsi,
mają srebrny głos.
Tu, by nie przesadzić,
i Różewicz by oniemiał:
kto w tym miejscu zgromadził
tyle srebra?
Tu srebrne wszystko:
okna, kominy, dachy i ściany,
bo księżyc ma funkcję posrebrzająco-
poetycką,
Panie Tadeuszu, kochany.
I jak by go nie uróżewiczowić,
w kałuży ciemnej schować,
to kiedy na duszy srebrnie się robi,
łatwiej pisać, lżej pointować.
Komentarze (4)
bardzo dobry wiersz,ciekawy w swej treści a metafory
wyborne...tak jak poprzednie taki i ten robi na mnie
ogromne wrażenie
Też odczuwam te uróżewiczenie... Dobry wiersz!
Ciekaw jestem co by odpowiedział Tadeusz :-)
ładny wiersz.
popraw tylko w pierwszej linijce na wzszedł. ładne
metafory, ciekawy przekaz, troche remarqueowski:)tylko
on z księżyca zrobił wampira wysysającego kolory.
podoba mi się.