obudzić się muszę
Sześćdziesiąt kropel nocy spadło na kołyskę
życia
w chwili gdy niemoc bierna zastukała
ciszą
tyle zostało jeszcze szczytów do
zdobycia
głos jakiś nieobecny moje uszy słyszą.
Woła mnie z głębi ściany skrzecząc moje
imię
szkarłatna postac w smugach ognistego
cienia
idz bo czas nagli w odmęty czeluści
w obięcia kata czekając stracenia
Drżą moje członki niemocą związane
serce wyrwane z piersi cierpi bolesne
katusze
gdzie schowac głowę kiedy ręka kata
osuwa topór wiary na mą duszę.
Już widzę piekło czuję zapach smoły
zdeformowane dłonie łapią moją duszę
ach co się dzieje wszystko diabli wzieli
a ja po prostu ,obudzić się muszę.
Komentarze (5)
Obudzenie wskazane. dobry wiersz.
czujesz to co piszesz, super. Pozdrawiam
Wiersz dobrze się czyta-zaciekawił.
fajnie wena poniosła koniec z diabłami jutro ważne
Dobry:)
BArdzo ładny wiersz +
pozdrawiam;)