Ocean snu...
...jedynie w snach możemy uwolnić się z kajdan cielesnej powłoki...
26.09.2006
kładę sie na falach bezkresnego snu
oceanu
pozwalam unieść mnie po horyzontu kres
gdzie słońce i księżyc w czułości
pożegnania
tulą się do siebie na czas rozstania
innym razem jestem Tristanem
co biegnie na spotkanie Izoldy ukochanej
wtulam się w jej ramiona
obsypuję mnóstwem pocałunków gorących
rozpływam się w niebycie istnienia
odradzam sie jako Roland
by po bitwie z niewiernymi serce swoje
Bogu w ofierze złożyć na samotnej górze
ostatnie tchnienie oddając
staję się jak ptak wolny
szybuje nad szczytami gór niezdobytych
czuję na twarzy powiew wiatru
jest mi tak błogo
lecz przeszyty błyskawicą żalu
opadam w przepaść bezdenną
z sercem pełnym trwogi
tuż przed dnem czeluści
zrywam się zlany potem
oczyma błędnymi mrok przebijam
odnalazłem tylko puste miejsce obok
wspomnienie o tobie
i nic więcej
zamykam więc powieki by choć w snu
świecie
spotkać ciebie
nie chcę się budzić
na jawie na dotyk uczucia brak czasu
wiec pozostać pragnę w tym świecie złudy
Tristan350
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.