Oczy krewetki*
Jej łeb kelner upuścił zbierając talerze,
najpewniej kolacja była by jak każda inna
gdyby nie ujęło mnie spojrzenie
krewetki z podłogi,
historia czarnych dziurek odniesienia,
ktorą wam za moment opowiem:
Więc siedzę pod drzwiami restauracji do
późnej nocy,
aż kelner zamiótł łeb krewetki na
szufelkę,
i wrzucił do worka, związał sznurkiem,
za rogiem czają się juz koty. Raz dwa!
rzucam się do worka,
odganiam koty, chcę odszukać moją głowę,
zauważam wąsy różowe, wśrod nich oczy.
Odnalazłam prawdę o życiu krewetkowym:
opowiedziały mi o falach w sztucznym
zbiorniku,
o strachu przed połowem.
Przysięgłam na te koraliki,
klęcząc na kolanach, że wam o tym
opowiem.
Komentarze (3)
i to jest to czego aż się boję -co mnie odrzuca na
kilometr a gdzie tu to coś zjeść?!-ale gratuluję
pomysłu
Ciekawy wiersz.....podoba mi się
Ciekawy pomysl,ale przyznam sie ze przez te oczka nie
potrafie zjesc krewetki...Ladny