Od narodzin do śmierci
Z obłoków rozkoszy staczam sie na grunt,
gdzie wszystko jest zimne,
gdzie ściele się trup
W okrzykach rozpusty przemierzam
bezdroża,
by resztakmi sił dopełznąć do morza.
W jego krwawej toni, zmagana przez fale
wzrokiem szukam lądu
topiąc się niedbale...
Rano, po przypływie podnoszę powieki -
przede mną kraina skazanych na wieki;
bez wyrazu twarzy tubylcy bezwolnie sieją
ziarno strachu, modląc się o wojnę.
Czuję ból w ramionach - wyosną mi
skrzydła!
Odlatuję w przestreżeń, choć pogoda
dziwna...
Zraniona w serce wyrzutem sumienia ląduje
boleśnie na ostrych kamieniach.
Tu jest moje miejsce, tu spotkanie
pewne,
śmierć mnie oczekuje, więc o czasie
będę.
Upewniam się jescze: to miejsce, ten
czas
wiedzę postać czarną i padam na twarz...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.