ODDECH
Nie ma dnia nie ma chwili żeby nie myśleć o
tym
O tym, co tak boli
Tak wiele pięknych myśli wokół i tak wiele
gorzkich słów otacza mnie
W dzień owiniętą powłoką Uśmiechów i
życzliwości
Wraz z nocą smutki i żale nachodzą moja
dusze
Co tu robić szklane domy wokół patrz na
mnie spodełba
Boje się!
Ciemność ogarnęła miasto
Pustki na ulicach tylko ja sama
Idąca przez ulice Czując oddech na swych
plecach
Dziwne szmery wokół
Zaczynam Biec, ale dokąd?
Gdzie mam uciec gdzie mam się skryć?
Dygocąc z przerażenia skulona w kacie
rozglądam się dokoła
Cisza, cisza niezmierna aż słyszę myśli w
swej głowie toczące się niczym parowóz
Wtem widzę, widzę szare postacie latają nad
moją głową
Jest ich pełno, jest ich tysiące
Rozpoznaje po ich twarzach śmiejących
To demony, Demony ciemności
Przyszły po mnie
Wtem czuje jak ziemia pode mną się
rozstępuje
Zapadam się, Próbując się czegoś uchwycić
Lecę i lecę bez końca
Przerażona zagubiona w swych myślach
utopiona.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.