Oddechy
za zaparowaną szybą na wymarłym placu
milcząco spaceruje chłopiec z dziewczyną
słońce rozświetla bezlistne drzewa
królestwo wiewiórki skaczącej wśród
gałęzi
po drugiej stronie okna cicho szumią
maszyny
piersi falują monotonnym rytmem
pompy infuzyjne leniwie tłoczą
medykamenty
monitory migoczą tęczową iluminacją
na skwerze student nieśmiało całuje
dziewczynę
rumienią się policzki splatają wychłodzone
ręce
pracowita wiewiórka buszuje w spadłych
liściach
wiatr rozwiewa suche trawy włosy i
żołędzie
leżą pokotem śpiący rycerze śnią śpiące
królewny
nad nimi zjawy ze śnieżnej mgły
odprawiają swój zaklęty taniec
ich czary tajemne spojrzenia skupione
na blaszanym parapecie hałaśliwie tłuką się
kawki
para w przytuleniu mija przydrożną
kapliczkę
oddalając się z wolna w stronę
akademików
w ich oddechach paruje krystaliczne
szczęście
po krótkotrwałym zamieszaniu jedno ze
stanowisk pustoszeje gasną światła
ekranów
zastyga powietrze otulając poświatą
samotny korpus przykryty białym
prześcieradłem
Komentarze (20)
Śmierć jak jeden z elementów naturalnego ruchu czasu.
Niezłe ujęcie panoramiczne. Jedno się rodzi, drugie...
cóż.
Dobry, poruszający wiersz.
Życzę zdrowia.
Bardzo refleksyjny wiersz... czas obecnej pandemii to
czas, którego się nie zapomni na długie lata...
Zdrowia i spokojnego wieczoru, Dawidzie :) B.G.
Tak umierała moja mama, a po zewnętrznej stonie
szpitalnej sali życie biegnie normalnym torem...
Wiersz skłania do głębokiej refleksji i zatrzymuje na
dłużej...
Pozdrawiam serdecznie :)