Odurzenie...
pisane na konkurs szkolny
W jej świątyni czasu
Było najpiękniej
Dlatego tak często
Wracała w to miejsce
Nie istniało nic piękniejszego
Nawet samo pojęcie piękna
Nie oddawało jej doznań esencji
Słowa to coś prymitywnego
Przyziemne narzędzia
Zbyt kruche w swej treści
Chciała trwać tam do końca
Do końca końców
Po nieskończoność
Po mgnienia wieczności kres
Zatrzymana i niezmieniona
Bez kształtów i kontur
Gdzie nic nie ma
I za razem wszystko jest
I trwała tam i wracała
Do świątyni gdzie nie istniał czas
A radość zygzakiem wędrowała
W ciele jej, umyśle i duszy
Roztrzęsieniem cierpiąc płakała
Gdy wracał szarego świata kształt
Gdy odurzenie ustępowało
I musiała do życia powrócić
Komentarze (2)
Taka troche wyspa szczęsliwa, a przy tym miejsce pod
kloszem, z dala od zycia prawdziwego. I ten czas
mierzony innymi godzinami...Najbardziej jednak-
poważnie! podejrzana jest ta radość "wedrująca
zygzakiem". Ale- jest w tym to coś.
Bardzi nostalgiczny wiersz. Spokojny, płynący własnym
czasem.