Ogród Zimy
Amelii
Spoglądając przez okno z ciepłego pokoju
Widzę motyle, białe niczym obłoki na
niebiesie
Majestatyczne w swej delikatności machające
wątłymi skrzydełkami
Frunące to w górę to w dół niczym puch
lżejszy od powietrza niesiony
Wiosennym wiatrem
Spadają na kwiaty rozkwitłe w pełni
Nęcące swym słodkim życiodajnym nektarem
Stokrotki wiją się między spuszczonymi
głowami zamyślonych przebiśniegów
Tworząc dywan, lśniącej bieli, czysty
niczym kokon najpiękniejszego jedwabnika
chroniącego się przed
Wiosennym wiatrem
Skryty pod liściem bujnie rozkwitłej
jabłoni
Której pąki rozwarły się niczym ręce
proszące króla słońca o choć jeden
promyk
By dać owoc tak soczysty i słodki, tak
upragniony że zakazany
Gdy perłowo białe płatki tańczyły w walcu
zapomnienia z
Wiosennym wiatrem
Wirując oszalałe zapomniały o swych
klejnotach gubiąc je bezpowrotnie
Klejnoty króla wód rozdane sprawiedliwie
rankiem przez jego sługę
Kochanka wszelakiego piękna, który
pocałunkami obdarowuje każdą wybrankę
diamentem namiętności
Diamentem który w porannym brzasku skrzy
się niczym firmament w najpiękniejszą noc
niezakłócony
Wiosennym wiatrem
Wtem człowiek nikomu nieznany, zmęczony
życiem, wkracza w ten piękny świat
Bierze łyk powietrza
Lecz zduszony jego życiodajnością roni łzę
i wraz z nią pada tonąc w dywanie
kwiecia
Bierze łyk powietrza
Roni kolejną łzę i otulony lekką wonią
kwiatów nie oddaje słodkiego powietrza
które zagarnął, staje się wolny
Staje się najbogatszy
Biorę łyk powietrza
Rani mnie zimnem niczym połykane szkło a
kominek strzelający z cicha za moimi
plecami zgasł zdmuchnięty
Wiosennym wiatrem
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.