ON
Z gwiezdnym i kwietnym pyłem fruwałam,
wszystko i wszystkich miałam za nic,
szczycąc się szatą swą paradną.
W czeluściach lochu z zimna drżałam,
wpatrując się w ciemność bez granic,
bo On pozwolił mi spaść na dno.
Dostałam szansę. Mówiłam o tym, że ktoś
winny,
nie zastanawiając się, czy może krwawi,
pozwalałam ranić swym ustom.
O tym, co mnie w nich drażni mówiłam
innym,
spuszczałam bestie dla wściekłej zabawy.
A On podstawiał mi lustro.
Chciałam być dobra, bo dobroć w cenie,
Odkupiłabym winy, innym i sobie pomogła.
Gdybym tylko znała odpowiednie słowo...
Stałam, zagubiona aktorka na scenie,
nitki się splątały, nic zrobić nie
mogłam.
On tylko... pokiwał głową.
Ogarnąć chciałam i pojąć niepojęte,
gdy świat ze mnie szydził, los ze mnie
drwił.
On wysłał mnie do szkoły.
Wyskoczyć chciałam przez okno zamknięte
na pięć minut przed otwarciem drzwi.
A On… przysłał mi swoje Anioły.
Przejadłam się światu któregoś
tysiąclecia,
przeżuta, usłyszałam w zamku klucza
zgrzyt,
tylko nie mogłam znaleźć bramy.
I nagle On wyciągnął mnie ze śmieci,
wskazał jedyną drogę. Na szczyt.
A potem spojrzał: Chodź za mną!
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.