Opaski
Mijały godziny, dni, miesiące
A nasze serca wciąż takie cierpiące
Powiedział ktoś: „czas leczy
rany”
A ja na to roześmiany:
On nie leczy, tylko oszukuje
Na serce czarną opaskę nam zawiązuje
A my jak dzieci, nic nieświadome
Bezradnie wyciągamy ręce, gdyż nasze serca
są niewidome
Bije jednakowo, czuje tak samo
W wieczór i rano
Wreszcie do ciemności się przyzwyczaiło
I po chwili lżej zabiło
Jakoby życie znów pięknym się stało
I wtem coś w oczach zajaśniało…
Jakaś delikatna ręka gładzi mnie po
twarzy
Lecz czy ranę zauważy?
Głęboko w me oczy się wpatruje
I delikatnie opaskę rozwiązuje
Rzeczę przerażony: -Co chcesz zrobić?
-Twoje serce oswobodzić
I zobaczyła serce me całe…
Od bólu w środku spleśniałe
Odeszła samego zostawiając
Opaskę gdzieś w kąt rzucając
A ja? Krzyczę: cóż się spodziewała!
Oprócz zdrowego, prymitywnego ciała
A ona przez łzy się śmieje:
Dwóch chorych nie wyzdrowieje
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.