Opowiesc wigilijna..
Moim Rodzicom.
Ta opowiesc jest prawdziwa,
jak zapach dziecinstwa dawnego,
jak szczescie, ktore udalo sie dotknac,
jak start do zycia nowego.
W naszej oazie bogato nie bylo
lecz wtedy tego nie czulam,
szczesliwa bylam, gdy stala
choinka, a tato mnie przytulal.
Orzechy wraz z bratem w slicznych
sreberkach ze swietym holdem wieszalam,
dlugie lancuszki, czerwone serduszka
wiele dni przedtem sklejalam.
Mama koledy zawsze spiewala,
drzewo trzaskalo w piecu
i tak sie zawsze szczerze cieszylam,
gdy wreszcie zawital Jezus.
Prezenty byly przesliczne jak
zawsze. Raz nawet lyzwy dostalam,
a tato montowal jakies tam blaszki
przedtem ich nigdy nie mialam.
Narty tez kiedys Dzieciatko
przynioslo.I bardzo dumna bylam,
bo tylko jedna z calego podworka
tak swietnie na nich jezdzilam.
Pamietam tak dobrze zapachy
dawne...I oczy rodzicow szczesliwe.
Dzis juz niestety nie ma ich ze mna,
a ja wspomnieniem wciaz zyje.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.