Opuść
A komu..
podrepcz dziś mimowolność
z perfekcją atomowej sekundy
zawieś ułudy na śliskim kołku
bo rankiem cię znowu przypomnę
złóż mnie odwrotnie, poproszę
gdyż nie stać mnie już na kolejne kroki
I teraz, uciekać mi trzeba
łykąc późnojesienne zadry
stroniąc od surrealizmu swojej pozycji
krztuszę już wdzięk w pestce z kolcami
wszystkość w odblasku pięknej niemiłości
cóż za ironia, powiedziałby Werter
niekiedy się patrzę w czasu naskórki
tak już się kleją do nich źrenice
a w lustrach naiwność i obraz pariasa
doradzisz, podpowiesz
na co te sentymentalne pastylki
gdzie pogubiłem niedokończoną młodość
nie będzie końca rozliczać obłąkań
w które się dziennym światłem ubieram
wszystkie perwersy myślowych potyczek
gdybań nad bezpiecznie stojącym mlekiem
poświatą nadziei ze spróchniałej farby
okryję krzykiem powstałą mi ciszę
quitte pas!
wreszcie
quitte pas!
krzyczę
tej, co się zowie samotność
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.