Ostatnie pożegnanie
Słyszę płacz głośny, czyjeś
szlochanie,
podchodzę bliżej i widzę ostatnie
pożegnanie.
Niebo okryło się chmurą w żałobie,
ja stoję przy pustym jeszcze grobie.
Tylko dzwon słychać,
ten dzwon, który prowadzi w drodze
ostatniej
do ciemnej mogiły i do ziemi bratniej.
Deszcz zaczął padać, jakby świat opłakiwał
los nieboszczyka-rozłożę parasol-
z kaplicy płynie żałobna muzyka.
A może to sen? Może to tylko zwykły
sen?
Uszczypnę się, boli!
Jednak naprawdę ktoś utknął w niedoli.
O! już widzę orszak żałobny zwłoki
wyprowadza,
na przodzie rodzina, płacząc
wniebogłosy
swoją rozpacz zdradza.
Już trumna wyłania się z murów kaplicy,
ja oczom nie wierzę,
w głowie mam straszne bicie dzwonnicy.
O Boże, to dziecko! Po trumnie poznaje,
oczy moje łzą zaszły, serce mi się
kraje.
Jakie to nieszczęście, jaka straszna
trwoga,
swe dziecko kochane oddać w ręce Boga.
Na zawsze stracić syna, lub córkę
kochaną,
na zawsze stracić nadzieję przez lata
budowaną.
Gardło żal mi przycisnął, jednak nie
wytrzymałem,
ukryłem w dłoniach powieki i głośno
zapłakałem.
Trumna w gotowości nad mogiłą ciąży,
by za krótką chwilę w nicość się
pogrążyć.
Jeszcze ksiądz do Nieba modły swe
zanosi,
teraz się pochyla, garść ziemi podnosi
i na drewno sypie......
Zaczyna opadać, schodzi, gdzie jej meta,
lecz z tłumu wybiega dość młoda kobieta
i nad grobem pada skubiąc włosy z
głowy,
władzę nad nią sprawuje smutek
betonowy.
Mąż odciąga ją, coś szepcze do ucha,
ona jest w amoku, wcale go nie słucha!
Jednak po chwili cofa się i klęka.....
Grabarze łopaty już dzierżą w swych
rękach.
Potem krzyż wbijają, każdy wieniec składa,
teraz kondolencje od księdza, sąsiada.
Nagle się ocknąłem z mego zamyślenia,
cisza w uszach szumi, mrokiem zaszła
ziemia.
Nigdzie już nie widzę śladu żywej
duszy,
tylko podmuch wiatru liśćmi drzew
poruszył.
Na chwilę przystanę, bo widzę gołębia,
wyfrunął z cmentarza, w ciemność się
zagłębia.
Pewnie dusza mała wędruje do Pana,
by za chwile przed nim upaść na kolana.
Na zawsze w pamięci mojej pozostanie
dzień, w którym los dziecka nawet nie
ocalił.
Krystian
Kucia
Komentarze (3)
Przeżyłam podobną traumę, współczuję. Poruszyłeś moje
serce.
Wiersz bardzo nierówny, jakby go pisały dwie osoby -
te ostatnie strofy znacznie lepsze, takie trochę
"panatadeuszowate". Ale początek fatalny pod
względem doboru znaczeń,asocjacji, nawet rymów. Pomimo
jakże posępnej, tragicznej treści, chwilami rozbawia
swą nieporadnością.
pięknie napisane Krystianie do końca czyta się bardzo
dobrze smutny ten twój wiersz bardzo mnie poruszył
bardzo ciekawie piszesz pozdrawiam