Ostatnie POŻEGNANIE
Wiatr zawiał… i zdmuchnął płomień
świecy –
Tak po
prostu.
I wy…
Chodźcie za
mną.
Matka ziemia uchroni was od boleści
wędrówki.
Czarne Anioły wlepiły wzrok
W głębinę
moich pustych źrenic.
Wiem –
To był
egoistyczny krok,
Lecz co z tego,
Gdy tutaj nic nie ma znaczenia.
Nadeszła zagłada mojego istnienia,
Moich ślepych decyzji,
I buntu wewnętrznego.
Nie ma mnie…
Moich
oczu,
Oddechu,
I krzyku,
Nie ma już niczego,
Pustka dookoła.
I tylko te Anioły,
Czarne
Anioły,
Wciąż patrzą na mnie,
A raczej w to, co we mnie jest.
Powolnym krokiem –
Zbliżają
się.
Jeden z nich nóż trzyma biały
W swej prawej
dłoni.
Zaś drugi ze sznurem koloru nadziei
Podchodzi i
chwyta mnie.
I nagle cząstka człowieczeństwa mego
–
Trafia do
skrzyni drewnianej.
I razem z orszakiem milczących Aniołów
Odchodzi….
Cos iskrzy się blaskiem białego koloru,
Koloru
czystości i chwały.
Anioły nie czarne, lecz białe
W me ręce nowa
szatę oddały.
Wiatr zawiał –
I znów widać
płomień świecy,
Silny i pewny.
Potęga miłości stoi na straży,
A Matka Ziemia bezpiecznie mnie
doprowadzi
Do celu tej
krótkiej wędrówki.
I wy chodźcie za mną…
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.