Otchłań
Ty który dajesz ukojenie.
Zabierz w końcu ode mnie to cierpienie.
Ja chce zapomnieć te wszystkie demony.
Mimo ze ich już nie ma czuje że wpadam w
ich szpony.
Oddaje serce płacą nikczemnie.
A ja chce zasnąć w końcu cucho i
tajemnie.
I im bardziej pragnę im bardziej czuje.
Tym gorzej świat mój się zachowuje.
A ja nie chce aż tak dużo.
Chce tylko u boku mieć tą zwaną różą.
A nie jak do tej pory same czarne
anioły.
Z bieli zmieniające się tak szybko w
demony.
Już tyle razy nad przepaścią stałem sam.
I tylko dzięki tobie jeszcze życie swoje
mam.
Lecz już nie wiem ile to potrwa.
Kiedy na każdym szlaku obranym chłosta.
Im bardziej pragnę.
Tym bardziej nie mogę.
Im więcej chce.
Tym mocniej uderzam w głowę.
I gdzie te stepy równiny.
Poczciwej cichej doliny.
A w niej gdzie ja i ona.
Kiedy widzę że i tak dolina osamotniona.
Bo jestem w niej sam bez nikogo.
Po pragnę uciec, pragnę zacząć na nowo.
Lecz czy potrafię tego już nie wiem.
Czy ktoś pomoże gdy ja w potrzebie.
I skoczyłem zanurzyłem się w myśli
otchłań.
I zapadła ciemność niczym myśli mych
dal.
I czekam na pomocną twoją dłoń.
Czy skoczysz w tą otchłań.
Złapiesz i wyciągniesz zamoczysz swą
dłoń.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.