Otula mnie wieczorna ciemność
Otula mnie wieczorna ciemność
W zapatrzeniu jasnym
Głęboka studnia uwielbienia
I wzrok mój mgłą już zaszły
Połamany paznokieć
Wskazuje kierunek namiętności
Białe piersi bawią się w chowanego
Z dłońmi Twymi
W coś jak uwalnianie więźnia
Jak zabijanie pragnienia po kawałku
Kamienne rysy ożywienie musiały zagubić
Dudnienie w skroniach zabiło wszelkie
myśli
Słowa nadają tempa blasku
Mnożą pęd tętna
W nieskończoność.
Zamajaczyły gdzieś moje Rysy
Namiastką zwycięstwa w oddali
Trąby anielskie delikatnie zagrały
Na odwracającej się już fali
Otula mnie znów wieczorna ciemność
Rozstanie w jasności zapatrzenia
Następny dzień, i noc następna
Teraz, Kochanie, do widzenia.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.