Pączuś
Uwielbiałam kiedyś pączki,
brałam zawsze dwa do rączki,
a gdy ząbki się w nie wbiły,
oczy w lukrze zatopiły.
Słodka rozkosz marmolady,
jadłam dwa,trzy - bez ogłady,
zapijając kawką z mlekiem,
rosłam w szerz - niby z wiekiem.
Trans to jakiś był szalony,
nie poznawał pan swej panny,
lustra wszystkie popękały,
usta pączki wciąż zjadały.
Przyszedł moment przebudzenia,
waga wrzasnęła-doznałam olśnienia,
nie śmiałam kuszącej kuli dotykać,
gdy ją widziałam, musiałam znikać.
Od tego czasu na biodrach nie przybiera,
znowu tłusty czwartek? o jasna cholera!
jak to zwykle bywa, po końcu jest początek,
śmieje się dziś do mnie na talerzu
pączek...
Komentarze (6)
Smaczny wierszyk napisałaś tylko po co przypominasz o
tej wadze ... :-(
Pozdrawiam
Tłusty Czwartek jest raz w roku, zajadaj pączki od
rana do zmroku... Słodziutki wiersz z
humorem...pozdrawiam :)
Oj! czule do niego przemawiasz...
Uśmiechnąłem się, czytając Twój wiersz :)..Końcówka
pół na pół..kapkę siadła, ale ta chorera nadrobiła
:)..Popraw po cichutku "wszerz" i ten jeden myślniczek
:).. - dwa są dobrze.. M.
Ja też lubię pączki, te dwa brać do rączki. Pozdrawiam
Ciebie flower:)
Oj jak wesolo tu u Ciebie, wlasnie zjadlam paczka :)