Pałacyk
gałęzie dębów wystukują rytm na
pordzewiałym bębenku
ze strzelistą wieżyczką tuż nad klatką
dom się kołysze a w zasadzie to baśniowy
pałac
podzielony na mieszkania komunalne bez
ciepłej wody
i z tak ciemną sienią że nigdy nie można
trafić
na klamkę żeby wpuścić do środka burą
kotkę
brzęczą łyżeczki w szklankach z kawą po
turecku
i wiśniami z kompotu przyniesionymi
specjalnie dla mnie
z piwnicy co była kiedyś lochem dla
krnąbrnych
spoglądam przez okno na tłum kawek i
gawronów
oglądających suche liście z każdej strony
jakby tam była zapisana historia
zaczarowanego domu
z ogromnym liszajem którego się nie udało
zamalować
niebieską farbą albo chociaż zasłonić
ikonami
patrzą w oczy i się uśmiechają tak jakby
się też troszkę bały
tego miejsca
Komentarze (7)
fantastyczny wiersz, jestem pod wrażeniem
Pięknie odmalowałeś to miejsce.
Za czasów PRl-u w takich pałacykach
mieszkało po kilka rodzin, albo były siedzibą urzędów.
Miłego dnia.
Tak, zaczarowane slowa, pieknie:)
Pozdrawiam:)
Niesamowity klimat, zaczarowane słowa, głębokie
refleksje. Pozdrawiam:)
zgadzam się życiowa refleksja pozdrawiam
Właściwie tytuł przyznam troszkę mnie odrzucał, ale
weszłam by przeczytać.
Bardzo dobry wiersz według mnie, życiowy, zmusza do
głębszej refleksji.
Pozdrawiam