Past perfect
Znów ta sama droga rozkisła w roztopach.
Unia nie głasnęła jeszcze czarnoziemu.
Jest gitara na plecach, ale nie ten
chłopak.
Niby ciut podobny, a nic po staremu.
Drzewa jakby wyższe, w nich ptasi
festiwal.
Tylko świątek z kapliczki trochę
popękany.
Pudło się rozeschło jak twarz frasobliwa
w czasie zaprzeszłym
nieco dokonanym.
To ta breja leżąca na zmęczonej drodze.
Może skrzypi gdzieś żuraw ze studzienną
wodą
i na chwilę będzie trochę lepiej,
młodziej
gdy zanurzę nogi w tak znajome błoto.
Jeszcze złapię a-dur, choć nic już nie
stroi,
a non-iron się schowa za strzyżonym
płotem.
Nie pogadam z ludźmi, nie chcą się
oswoić.
Idźmy dalej świątku w tę wiosenną słotę
Komentarze (10)
Bardzo życiowa refleksja.
Dobrze się czyta ten wiersz, obrazy z przeszłości...
Dzięki wszystkim za obecność i podzielenie się
wrażeniami.
Pięknie płynie się po wersach, zachwycając się dobrym
wiersze. Pozdrawiam :)
Dobry wiersz
Pozdrawiam serdecznie :)
Podoba mi się tak opisany powrót w rodzinne strony.
Miłego dnia:)
Widać wprawne pióro.
Pozdrawiam :)
Ciekawie, mam podobnie jak Anna,
a poza tym Autor z pewnością nie jest amatorem, msz,
co do słoty, czasem nie da się z nią wygrać...
Dobranoc.
Jak na początkującą osobę piszesz bardzo
dojrzale.Sprawnie operujesz słowem, i rymami.A i treść
dajesz przemyślaną.Ciekawe...Trzeba będzie częściej
zaglądać.Bo warto.
mnie to przypomina powrót w rodzinne strony po latach
nieobecności