z perfumerii do restauracji
dawno nie używałam perfum
może dlatego, że zębatka postanowiła
przyjąć oświadczyny starego łańcucha
a związek ukoronowała rdza. a może
po prostu bałam się pedałów. Jeszcze
wczoraj tak śmierdziałam mydłem, że
aż wstyd było się wierzbom pokazać
pewnie szeptałyby zagłuszone przez
strumyk „to ta miastowa”.
Okropne
uczucie być tak nieakceptowaną. Ale dziś
poszłam do drogerii. Znalazłam zakurzony
flakonik; przetarłam rękawem szklaną
ramę
i z dawną prędkością pojechałam na
podbój
Cmentarnej i polnej dróżki. na mostku z
dumą
powąchałam skórę. tak, to ta sama nuta
zapachowa. trzcina pochwaliła mój wybór
widocznie też lubi aromat ciepłego
wiatru
na ziemię sprowadziły mnie nagie gałęzie
drzew w sadzie. mają rację poczekam do
lipca. wtedy wiśniowy zapach mgły
ucałuje
całe moje ciało – począwszy od skóry
pokrytej
gęsim dreszczem aż po lazurowy chłód
oczu
skończywszy wizytę w perfumerii
pojechałam na pustkowie łąki. po
pustym żołądku przeszła myśl, że
zapach nie jest całym moim życiem
smutne. szkoda więc iż nie mogę zjeść
zachodu słońca. ciekawie jest jak
smakuje pomarańcza z cynamonem
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.