Petentowana dola.
Przyszedł petent raz do biura,
i zapomniał nieboraczek,
że nie wiele może wskórać,
bowiem mały on robaczek.
Już od progu słał ukłony,
cały zgięty uniżenie.
Ledwie został dostrzeżony,
przez nadęte zgromadzenie.
Wzrokiem tylko go omiotło,
przyduszając do podłogi.
I powagą jakąś zgniotło,
nim przekroczyć raczył progi.
Spoza biurka wielka postać,
głos wydała w jego sprawie.
By to pojąć musiał powstać,
bo już klęczał biedak prawie.
Ale tyle w tej przemowie,
smutku wyczuł i udręki,
że czym prędzej petent [ człowiek ],
wyszedł z biura kończąc męki.
Swoje bóle i starania,
nie tych biednych, smutnych ludzi.
Którym praca świat przesłania,
chociaż może…bardziej nudzi.
Komentarze (4)
W ładną urzedową szatę przywdziałeś Poezję, gratuluję
( mały chochlik spoza) gratuluje pomysłu i wykonania.
chyba kazdy z nas poczul sie kiedys takim petentem...
dobry wiersz
Wspaniale opisałeś biurokratyczną machinę ile to razy
człowiek miał takie uczucia będąc petentem w
urzędzie:)
Genialnie opisana rzeczywistość. Brawo!