Pięć Dni
Dzień pierwszy:
Zarżnąć ich wszystkich
Pogrążyć w milczeniu
Zniewolić do granic możliwości
Albo nie
Czemu tak brutalnie?
Wystarczy zjechać psychikę
By leżeli pod stołem i kwiczeli z
niemocy
Dzień drugi:
Podejdę do blatu
Chwycę za nóż
Przecież zabijałam ich tysiące razy w
myślach
Czemu by nie zrobić tego naprawdę?
Żaden problem
Po prostu wezmę ten nóż i wbiję w samo
serce
Dzień trzeci:
Leżą
Nieżywi
Krew ścieka niezliczonymi stugami
To nie było takie trudne
Wzięłam ich z zaskoczenia
Nawet nie czuli bólu
A może?
Zresztą, czy to ma w tym momencie
jakiekolwiek znaczenie?
Dzień czwarty:
Sumienie
Co oznacza to słowo w obliczu takiej
zbrodni?
Tęsknota za łzami - czy to właśnie to?
Boże, gdybyś odczuwał tę ulgę
Tę radość duszy
Już po wszystkim
Odeszli
Na wieki
Dzień piąty:
Co robić?
Tak pusto tu teraz
Wszelki ślad po nich zaginął
No, może nie licząć krwi i ciał leżących
spokojnie na dywanie
Tyle czasu się męczyłam
Tyle ran mi zadali
A teraz w końcu ich nie ma
Spytasz mnie pewnie kim oni byli
Na kim dopuściłam się tak nieludzkiego
morderstwa
Lecz czy można było ich zabić?
Po prawdzie to ja ich zmaterializowałam
To ja pozwoliłam im żerować na sobie
I ja w końcu to życie im odebrałam
Smutek. Strach. Ból.
Oto oni
Panie, ukarz mnie jeśli źle zrobiłam chcąć
żyć szczęśliwie
Chcąć śmiać się do łez
Zasypiać i budzić się z uśmiechem na
twarzy
Czy w takim wypadku morderstwo własnych
lęków jest zbrodnią?
Na to pytanie odpowiedz sobie sam
poszukiwaczy wiecznego szczęścia i
spokojnej śmierci
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.