piekący balsam
Kiedy Cię pierwszy raz ujrzałem
ależ ona jest śliczna - zachwycony
pomyślałem
podziwiając Cię nie przypuszczałem,
że oczarujesz moje serce i zawładniesz
ciałem
bez ostrzeżenia, niespodziewanie
jak ostrze noża wbite na powitanie
cios ten zadała najbliższa mi osoba
w jednej chwili miłość stała się mitem
czułem się oszukany
jak ktoś kto przegrał pokonany nieczystym
chwytem
w Twoją stronę wzrok wtedy zwróciłem
chciałem byś była balsamem dla mojej
duszy
który nieznośny gwar tego świata zagłuszy
kojącym ból, cudownym lekiem
lecz Ty okazałaś się skarbem w skrzyni
z zamkniętym już wiekiem
uczucie które było darem
stało się piekącym żarem
jak dobija się zwierza w agonii
konającego
zdusiłem je nie widząc wyjśćia innego
rok minął, znów w mym sercu zawrzało
to co zniszczone było
ze zdwojoną siła się odrodziło
nie mogę przestać myśleć o Tobie
wybić Cię z głowy? - nie wyobrażam sobie
jeśli nauczona przez bolesne wspomnienia
nie pozwolisz mi być cząstką swojego
życia
nie pozwolisz mi zbliżyć się do siebie
staniesz się tym czym dla głodującego
jest marzenie o chlebie
jeśli Twoja odpowiedź będzie brzmieć nie
pogodzę się z nią jak ktoś kto wie
że nie jemu jest przeznaczone to czego
pragnie
nić przyjaźni która nas połączyła
jako złudna nadzieja by mi się jawiła
dlatego przeciąć ją będę zmuszony
na jak długo?
na czas nieokreślony...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.