Piękno zaklęte...
Sztyletem przejechać po zielonej ze strachu
twarzy
I puścić rzekę błękitnej krwi...
Wpleść palce w las zjeżonych z przerażenia
włosów,
Błądzić pagórkami pulsujących w nerwach
skroni...
Mazury! Mazury piękne!
Przerażające swą nieskazitelną zielenia,
Płynące błękitem tysiąca wód,
Rosnące lasami najpiękniejszymi
I szlachetne wymiarem swojego
majestatu...
Gdy staję w Waszym progu
Nadziwić się nie mogę wielkiej
cudowności,
Jak trudno uwierzyć,
Że Bóg, świata architekt
Połączył w jedno swój ogromny projekt...
W koronach sosen zawarł życie
najwspanialsze,
Warte wszystkiego, co dziś posiadam,
W nich ptaki wiją gniazda, gdzie karmią
piskląt serca...
Pagórki łąk przecudnych stały się
Makietą rozmarzonych myśli boskich
I zapraszają
Do cichej modlitwy dziękczynnej,
Za każdy dzień spędzony tutaj - dziękuję Ci
Panie...
Lasy wołają wonią żywicy, kolorem jagód i
stukotem dzięciołów,
Mówią ile znaczy każdy element tej
układanki,
Gdzie wszystko od siebie zależne:
Tęcza od Słońca, Słońce od Księżyca, a
Księżyc od Tęczy...
Rzeki straszliwe wprawiają w melancholię
Nurtem niespokojnym dają myśli
niepokorne,
Buntują przeciw światu, który niszczy wciąż
sam siebie
Nie zdając sobie sprawy z tej
autodestrukcji...
Odciągnąć sztylet od przerażonej twarzy,
Zatamować krwotok chusteczką wspomnień,
Lasu włosów nie ścinać, zostawić w
spokoju,
Pagórków skroni nie równać z ziemią,
Mazury! Mazury piękne!
Czy to możliwe, że twarz Polski... taka już
pokaleczona...?
Zostańcie proszę takie, jakie jesteście!
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.