Pierwsze i ostatnie święta
Wiem, że to proza, a nie wiersz, ale skoro i stronnice książki na beju się pojawiają to mam nadzieję, że nikt nie będzie miał pretensji za to opowiadanie.
Leżała sama w przywalonym śniegiem
pustostanie. Roziskrzone niegdyś oczy dziś
były przygaszone. Gładziła się zmarzniętymi
rękoma po nabrzmiałym brzuchu. Wrzaskliwe
ulice tonęły w ciszy, przecież dziś Wigilia
Bożego Narodzenia. We wszystkich domach
unosił się zapach pierników, ona czuła
pleśń i wilgoć. W ten szczególny dzień była
sama ze swym nienarodzonym dzieckiem. Do
nich nikt nie przybędzie kierowany
Betlejemską Gwiazdą. Jej twarz spowiły łzy
niczym płatki śniegu drzewa. Przeszła się
po pomieszczeniu, które kiedyś było
kolorowym dziecięcym pokoikiem. Nagle
poczuła silny ból... Upadła na ziemię...
Ciszę przerwał pierwszy krzyk nowego
istnienia. Trzęsącymi dłońmi ujęła swe
dziecię. Owinęła je w swój sweter i mocno
przytuliła do piersi. Noc była mroźna, ale
jej było ciepło. Przypomniała sobie słowa
przyjaciela z dworca, który mówił, że
śmierć przez zamarznięcie jest najlepsza,
bo na koniec robi się ciepło i przyjemnie.
Poczuła gorący dreszcz. Nie zdążyła nawet
powiedzieć: "Kocham Cię synu"....
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.