Pieśń żebraka
W żebraczym mym życiu
Jednej ważnej rzeczy wyżebrać nie zdołałem
- miłości.
Bo czymże jest człowiek bez tego uczucia
Jak nie pustą skorupą
Która kamienie odbija lecz nie wie czego
broni?
Czy serce me czarne
Jak płaszcz śmierci
Potrafi swą czerwień ognistą przywrócić
By nadal krew pompować zdołało
W resztę człowieka co we mnie istnieje?
A może już koniec rychły się zbliża
Przez suchoty serca co tak mocno je
niszczą?
Chcę poczuć na nowo uczucie te,
Którego nigdy nie zaznałem
Ni z matki łona,
Ni z ojca głosu,
Ni nawet od siebie samego.
Dla mnie to uczucie nie środkiem lecz celem
samym w sobie jest.
Żal mi tych co słowo te nadużywają
bezwiednie
Tak samo jak żal mi żem słowo to
nadużył.
Zbyt wiele razy.
O wiele razy za dużo.
Wysycham jak liść jesienną porą
By spaść na ziemię niezauważony
I by mnie potem śnieg przykrył
Bym wiosną nie kalał już świata swym
istnieniem.
Być może jest ktoś na tym świecie
Co dotknąć mego serca z czułością by
potrafił
I dotykiem tym magicznym ogień w nim
podniecił.
Znaleźć ją jest jednak trudniej
Niż w stercie żelastwa srebrny kolczyk
odnaleźć.
Jakże złe jest to, że paraliż mnie
bierze
W momencie gdy w pobliżu
Przez lekki wiatr cię widzę,
A głos twój cudowny,
Nawet gdy do mnie mówisz,
Nie do mnie jest zwrócony.
Jesteś jak zjawa cudowna której istnienie
ledwo wyczuwam
Na tyle mocno, że niemal cię widzę.
Chciałbym byś ty we mnie rozpaliła ten
płomień
I nauczła mnie jak w tobie,
Po stokroć gorętszy niż w piecu
huhtniczym,
Rozniecić.
Powieka ma ciężka
Więc przeniosę się
Do świata tych złudnych iluzji
Bym twoją sylwetkę raz jeszcze mógł
ujrzeć...
Dla duszy której nie znam a poznać bym chciał bardzo.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.