Piętno narcyzów
patrzysz w okno
płaczesz za kaktusami
potłuczone myśli żebrzą
o promień słońca
cicho rosnę w dzień
na rzęsach mam kurz nocy
znasz te znamię
piętno narcyzów
kiedyś tak przejrzyste spojrzenia
dziś głód zielonych obłoków
zostaw moje nietoperze
uwielbiam z nimi zanikac
Ty nie pojmiesz pięciu ścian serca
nie nakarmisz lilii krwią
nie patrz tak na mnie
ja potrafię kochac
nie gonię Twoich oddechów
łapię tylko cmy
umiesz łamac obojętnośc
najlepiej kantem dłoni
puchną stłamszone słowa
umiesz śnic?
to uwolnij mnie
nie chcę zapomniec pięciu imion
wiesz chyba ginie mi dusza
tak tak to od tych tabletek
nabyłam odpornośc zdrajcy
ale czekac nie potrafię
zgiń wśród splotu żył
tylko tak zapamiętam
tak ocalę od zapomnienia
nasze imię
Narcyz się nazywam...
Komentarze (1)
jaka jestem usatysfakcjonowana,że choć dopiero dziś
nie przeoczyłam tego wiersza z przedwczoraj.co za
klimat ,co za metafory np złamać obojętność kantem
dłoni