Płaska czerń
Gorące promienie liżą spocone ciało,
odbicie ludzkiej postaci zawirowało.
W przestrzeni stawiam kroki
nieprzerwanie,
na płaszczyźnie widać szare
odwzorowanie.
Ciemny kształt powtarza każdy ruch.
Wytężam instynktownie słaby słuch…
Żadnego decybela urwanych nut.
Jestem sam, wokoło betonowy las,
a z boku zdechły, wychudzony wrzód.
Czarny dywan nienażartych mas
przykrył popękanego chodnika bród.
Przenikający szal duplikatu
wyschniętego,
nałożony na bezlistny zielnik przez
łowcę;
eteryczne odzienie, żarem strawionego
człowieka, który chroni prześladowcę
- nigdy nie zmęczoną czerń,
kapiący mrokiem cierń -
drugie, chłodne nienazwane ja,
wiecznego wroga blasku słońca.
Komentarze (4)
słowa są prawdziwe, pozdrawiam :)
pozdrowionka
pozdrawiam:)
Bardzo ciekawe pozdrawiam