Płomienny koncert
(Wrażenia z koncertu w Filharmonii
Warszawskiej 9 marca 2013)
Huknęło, orkiestra grać zaczęła. Muzyka
jakby spokojna, niby nic, ale szum po
trochu wzbiera, smyki jednym rozwlekłym
tchem dają znać o sobie. Wyłania się z tego
zamętu regularny rytm niczym buchanie
lokomotywy parowej, albo tętniący młot
kowalski czekający na rozżarzony metal. Na
tym tle zaczyna się rozmowa. Ni to rozmowa,
ni to kłótnia, może awantura. Krzyczą
skrzypce, kontrabasy kontrują, trąby
jerychońskie ryczą nie dając się smykom
zakrzyczeć. Atmosfera narasta, walka głosów
się rozpala. W końcu bębny lśniąc
miedzianym połyskiem uderzają w kulminację,
wybuchają, ale na polu walki wciąż tętni
kanonada. Orgia jadowitych strun na
drewnianych rezonatorach i dętych złotych
blach. I dudni i rytmicznie tłucze
lokomotywa i młot kowalski wykuwa
przestrzeń dla walecznych konwersacji, w
końcu płomień przygasa, cichnie atmosfera,
kończy się muzyczna opowieść....
Zaraz zaczyna się następna, podobnie jak
poprzednia, słowa trochę inne i rozmiary
inne, ale ta sama namiętność, ten sam
ferwor walki, te same jady muzyczne z
miotaczy wrzasku niczym miotaczy ognia, i
huki i zgrzyty, i gruba złota trąba
powarkuje na smyczki i bęben znów strzela
jak armata i zapach prochu unosi się w
powietrzu.
Tak ! Takiego ognia mi potrzeba, tego
szaleństwa, tego młynu namiętności, gorąca,
potu i rozbłysków. Niech się pali, niech
huczy, niech grzmi i szaleje w tańcu bez
opamiętania, niech pląsa w ekstazie do
upadłego.
Komentarze (6)
Hmmmmm... bardzo ładny opis koncertu, jako opis podoba
mi się. Jako wiersz... cóż, wierszem to on nie jest...
:)
No to byłam na koncercie,,,dzięki za doznania,
pozdrawiam vooo-:)
Nie wiem, czy komentarz pomieści i rozłoży tak jak
chciałam, ale tak to czytałam. Autor się nie pogniewa,
prawda?:)
Huknęło, orkiestra grać zaczęła.
Muzyka jakby spokojna,
niby nic, ale szum po trochu wzbiera,
smyki jednym
rozwlekłym tchem dają znać o sobie.
Wyłania się z zamętu regularny rytm
niczym buchanie lokomotywy parowej,
albo tętniący młot kowalski
czekający na rozżarzony metal.
Zaczyna się rozmowa. Kłótnia, może awantura?
Krzyczą skrzypce, kontrabasy kontrują,
trąby jerychońskie ryczą
nie dając się smykom zakrzyczeć.
Atmosfera narasta, walka głosów rozpala,
bębny lśniąc miedzianym połyskiem
uderzają w kulminację,
wybuchają, ale na polu walki wciąż tętni kanonada.
Orgia jadowitych strun
na drewnianych rezonatorach
i dętych złotych blachach.
Dudni rytmicznie, tłucze lokomotywa
i młot kowalski wykuwa przestrzeń
dla walecznych konwersacji,
w końcu płomień przygasa, cichnie atmosfera,
kończy się muzyczna opowieść...
Zaraz zaczyna następna.
Podobnie jak poprzednia,
słowa trochę inne i rozmiary inne,
ale ta sama namiętność, ten sam ferwor walki,
te same jady muzyczne z miotaczy wrzasku
niczym miotaczy ognia i huki, i zgrzyty,
gruba złota trąba powarkuje na smyczki
i bęben znów strzela jak armata,
zapach prochu unosi się w powietrzu.
Tak ! Takiego ognia mi potrzeba,
tego szaleństwa, t młyna namiętności,
gorąca, potu i rozbłysków.
Niech się pali, niech huczy, niech grzmi
i szaleje w tańcu bez opamiętania,
niech pląsa w ekstazie do upadłego.
To nie jest wierszyk, to oczywiste ale jako
sprawozdanie z koncertu - bardzo dobre; a ostatnie 5
wersów - jako spełnienie muzyczne.
Aż się od nowa zalogowałam. W ostatniej chwili
dostrzegłam.
Czy będzie więcej tych koncertów, na których być nie
mogę?
Może jakaś wiedźma z szałasu pożyczy mi suknię, jeśli
złożę przysięgę, że oddam przed zakończeniem ostatniej
północy...
Jeśli to ma być biały wiersz, to chyba są jakieś jaja.
Ja tu wiersza nie widzę.