Płomienny księżyc
mały pokoik kochanków
skąpany pomarańczowym blaskiem księżyca
przepełniony gorącą atmosferą, letniej
nocy
pozostawieni sam na sam z naturą ludzką
rozniecają ogień pieszcząc się
spojrzeniami
spragnieni oddechów, na ciele, na ustach
błądzą dotykiem nieśmiałym po sobie
badając każdą dolinę i każde wzniesienie
szukając reakcji, granic czułości
wszelakich miejsc
on drażnić nie przestaje powierzchni całej,
dłońmi swymi
ich szorstki dotyk dreszczem niesie się po
skórze
ona ustami cudownymi, pocałunkami pokrywa
go
zrazu przygryzając uszko lub wargę mu
pchany rozkoszną ciekawością przemierza
wzgórki jej
by wspiąć się na szczyty i wgryzać w nie
spragniony spija krople ze źródła życia
zanim oboje dosiądą narowistego rumaka
pożądania
on pochwyci ją silnie, rytmicznie
kołysząc
ona wbije łapczywie swe pazurki w plecy
jego
rumak napędzony mocą wiecznej młodości
nieść ich będzie godzinami do celu
aż wycieńczeni padną oboje z braku sił
szczęśliwi z drogi jaką razem przebyli
w myślach planując już kolejną podróż
równie długą, tak samo gorącą i wilgotną
...i znów towarzyszem płomienny księżyc im
będzie
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.