Po Hiszpanii 2017- Raport z...
Świeżo napisany tuż przed publikacją. Od jutra inne tematy będą, a Hiszpania pozostanie we wspomnieniach i sercach.
"Po Hiszpanii 2017- Raport z wyprawy
przyjaciół".
01.12.2017r. piątek 10:40:00
Ten pod tytuł dedykuję M.N z beja :)
Byliśmy w Hiszpanii- wy o tym wiecie,
Zwiedzaliśmy to, co pozostawiło nam
średniowiecze,
A także minione stulecie.
Można było dojrzeć wątki starożytności
Jak i współczesnej, tworzącej się
bytności.
A zaczęło się tak:
Nad ranem wyjazd autem Damiana po Kasię
Z., potem Kasia Z. prowadziła po Kasię J.,
a potem po mnie. Koło mnie wskoczyliśmy na
autostradę i tak aż do Balic. Tam samochód
pozostawiony kilka km od lotniska na
parkingu i przejazd busem pod lotnisko.
Odprawa dokonana elektronicznie, więc tylko
jedna duża walizka odprawiona do luku
bagażowego, a każdy jedną mniejszą plus
torbę podręczną wziął na pokład. Między
czasie przejście przez bramki i
maszerowanie płytą lotniska na pokład
Boeinga. No i mega frajda, lot, po drodze
wysoko nad chmurami i górami. W mp4 po
drodze lecąc nad danymi krajami odbierałem
lokalne stacje radiowe. Po łącznym czasie
3h i 5 minut wychodziliśmy z samolotu i
przywitała nas ciepła ponad dwudziesto
stopniowa Hiszpania o pięknym, pogodnym i
słonecznym niebie. Wynajem zarezerwowanego
samochodu i przejazd do przyjaciół w
Walencji. Na niedalekim parkingu
pozostawiony samochód, spacer, ciepłe
przywitanie i Hiszpański obiad z hiszpańską
rodziną od babci przez mamę z dziećmi i ich
ciotkę. Potem rozmowy i marsz do samochodu,
przejazd około 20 km na najbliższą polską
parafię. Ileż tam było polaków, ks. z
polski ciepło nas przywitał i na mszy o nas
wspominał. Służyłem do mszy i w pewnych
czynnościach w kościele pomagałem. Potem
rozmowa z tamtejszą polonią, zwiedzanie
wieczorne miasta, w którym około
18:30-18:45 zrobiło się ciemno, ale wciąż
ciepło. Powrót do rodziny goszczącej,
kąpiel, ja ostatni, wszyscy spali, gdy ja w
nocy na beju zaległości w waszych wierszach
nadrabiałem.
Kolejnego dnia wczesna pobudka, ja spalem
tradycyjne dla mnie około 3h. Tego dnia
auto zostawiliśmy w spokoju, pojechaliśmy
po spacerze po Paiporcie- dzielnicy
Walencji metrem do centrum miasta i cały
dzień aż do wieczora zwiedzaliśmy miasto.
Około, a może ponad 25 km z buta
zrobiliśmy, w tym setki schodów chodząc i
zwiedzając bez przerwy wiele miejsc. By
zobaczyć to, czego się dwa lata temu
podczas pobytu nie dało zwiedzić. Wśród
miejsc jakie zwiedziliśmy wymienię tylko:
Giełdę Jedwabiu, o której w jednym z
wierszy przed wyjazdem pisałem, także dwa
kościoły, w tym św. Jana, czyli Esglesia
Santos Juanes Taki wielki targ, czyli
Mercat Central, Torre Del Micalet, Stacjo
del Nort, a także Llatja De Mercades.
Wspinaliśmy się po wąskich 207 schodach w
jedną stronę. Ponadto zajrzeliśmy na piękną
starożytną bramę, na i za mur obronny. A
także Tores del Quard, albo Torres del
Guard. Przepraszam nie pamiętam nazwy, a z
pamięci piszę. Wieża widokowa Catedra
zrobiła imponujące wrażenie i piękna wokół
panorama miasta. Dwa lata temu za wyjątkiem
Kasi Z., która nie była w Walencji byliśmy
w Oceanarium, stąd też z racji braku czasu
tym razem tylko z daleka je widzieliśmy.
Chodziliśmy miejscami, parkami, gdzie dwa
lata temu wydawali jedzenie i były
spotkania dla tysięcy ludzi zebranych na
ówczesnym, sylwestrowym spotkaniu
Europejskim. Zobaczyliśmy też liczne bramy,
a także fontanny. Zatrzymaliśmy się w
restauracji na smakołykach i wieczorny
powrót do gospodarzy. Jednak po drodze
zakupy, także prowiant na dalsze wyprawy. W
Paiporcie zajrzeliśmy na 20 stą na
Hiszpańską mszę. Nabożnie w nie
uczestniczyliśmy, a kościół św. Jerzego
pewnie pamięta jak przez tydzień w nim
służyłem i przywitał nas przyjaźnie. Tam
wymian podarunków, wspólna kolacja, przy
rozmowach i Hiszpańskich smakołykach. Potem
udaliśmy się na niższe piętro, które było
dla naszej dyspozycji. Tym razem jako
pierwszy zostałem wyznaczony do kąpieli. W
momencie, gdy rozmawialiśmy kolejne osoby
się kąpały, gdy wszyscy zakończyli owe
czynności, dziewczyny poszły spać, Damian
skończył kolejny rozdział książki Kinga to
ja nocną porą zajrzałem do waszych wierszy.
Nad ranem szedłem spać, ale już o 4:50 była
samoczynna pobudka, wtedy też powoli
wstawaliśmy, by się popakować, zwłaszcza
to, co zakupiliśmy. Poranne śniadanie,
pożegnanie z przyjaciółmi i wyjazd
wynajętym samochodem zwiedzając Hiszpanię
te 400 km do Barcelony. Jechaliśmy także
trasą przy morzu to w górę to w dół, z
prawej morze, z lewej góry, a za kierownicą
na zmianę Damian, Kasia Z. i Kasia J. nasz
król i królowe Hiszpańskich szos. Mieliśmy
nowy, wypasiony wóz a ja to wszystko jak
całą wyprawę upamiętniłem na niespełna
tysiącu zdjęć i filmików.
Przywitała nas Barcelona, samochód we
wcześniej zamówionym parkingu pozostał na
wiele godzin, a my ruszyliśmy do Sagrada
Familia, gdzie też bilety były zakupione,
po drodze zwiedzanie miasta. Początkowo
chcieliśmy wynająć rowery, ale chyba
dobrze, że z nich zrezygnowaliśmy.
Na piechotę zrobiliśmy ponad 25 km, a daje
do myślenia to, że późnym wieczorem, a
właściwie wczesną nocą, gdy zaczęliśmy
wracać po samochód to mieliśmy do przejścia
osiem kilometrów, a że zaszliśmy tak jak w
Walencji pierwszego dnia nad morze to
zrobiliśmy ich pewnie z dziewięć i pół.
Park Guell, wraz z domem muzeum robił
wielkie wrażenie. Zatrzymaliśmy się w
restauracji na lokalnych smakołykach, ja
zjadłem Gaspacho oraz Paella Mixta, czyli
złożone z różnych wersji. Oprócz zwykłego
mięsa miałem owoce morza w tym ,m.in.
krewetkę taką ogromną, z głową i oczami.
Małże, a także takie nie wiem do końca co,
ale trochę mięso jak z gumy było. Wędrując
pod Kolumnę Kolumba, gdzie dokonywaliśmy
zakupów, ja po drodze wcześniej też
kupowałem m.in. koszulki z danych miejsc,
które po krótkim używaniu zawsze uważam za
kolekcjonerskie, widzieliśmy wiele budynków
autorstwa Gaudiego. Imponujące też była
Casa Mila. Byliśmy w Porcie Vell. Marsz po
molo, a potem plażą do morza i przy samych
falach dotykających butów z Damianem
daliśmy małe upominki towarzyszącym nam
damom. Pewnie wiele rzeczy mi umknęło, ale
nie umknęło memu aparatowi. Gdy odebraliśmy
samochód to nad ranna trasa około 400 km
nas czekała na lotnisko. Tuż na obrzeżach
Walencji na stacji benzynowej pod
dystrybutorem złapaliśmy kapcia.
Wypakowaliśmy walizki i Damian przystąpił
do wymiany koła, ale pojawili się dwaj
strażnicy miejscy. Mieli wielka giwerę, ale
byli uprzejmi i nam koło szybko wymienili.
Byli to dwaj nasi nocni Muchacho-s . Z
pełnym bakiem auto odstawiliśmy do pustego
parkingu niedaleko lotniska. Tam w skrytce
oddaliśmy klucze z auta i poszliśmy czekać
na samolot do Balic. Odprawieni byliśmy,
początkowo zdaliśmy dużą walizkę do luku
bagażowego, a potem nie chcąc taskać
walizek pokładowych też je oddaliśmy i po
dwóch godzinach byliśmy na pokładzie
samolotu tylko z torbami podręcznymi.
Całość dalszego powrotu trwał 2h i 40
minut. W Balicach autokarami podwieźli nas
na lotnisko, odebraliśmy bagaże,
zadzwoniliśmy po szofera, który odebrał nas
i jeszcze taką rodzinę na parking, gdzie
czekało nasze auto. Po drodze
zorientowaliśmy się, że ojczyzna przywitała
nas chłodno, wręcz zimno. Zastała nas zima,
bo sorry taki mamy klimat. Tym razem druga
Kasia odwoziła nas, mnie jako pierwszego, a
Damian na końcu zabrał swój samochód spod
mieszkania Kasi i wrócił do siebie. By
kilka godzin później wyruszyć prawie 400 km
samochodem służbowym do pracy na delegacji.
Tak minął czas, a 27 grudnia wyjazd do
Bazylei. Chcieliście raportu, to w skrócie
go macie .
Serdecznie dziękuję i zapraszam ponownie :)
Komentarze (18)
Ciekawa podróż...
Miłego weekendu:)
interesująco na wesoło(Y)
No cóż ja w Hiszpanii nigdy nie byłem. Wojaże za
granicę praktycznie skończyłem. A Tobie po czytaniu
twych opowieści tylko pozazdrościłem.
Pozdrawiam, głoś zostawiam. Miłego wieczoru ;)))
To jednym słowem wszystko się udało, wspomnień na
długo pozostanie...a już plany na dalsze
wypady...tylko pozazdrościć...pozdrawiam
podtytuł...sprawdż...
Fajne sprawozdanie...
+ Pozdrawiam
Agarom nie pamiętam to było szczęście lat przed moimi
narodzinami. Wojtasek w miło, że dobre wspomnienia
wróciły. Tańcząca z wiatrem moja znajoma też tam
mieszkała, ale się przeprowadziła. Ponadto moja inna
znajoma tam jedzie w lutym. Jakbyś z swą znajomą miała
kontakt to zapytaj się, czy by któregoś dnia nie
oprowadziła moją koleżankę z koła naukowego.
Pozdrawiam wszystkich. W nocy z wczoraj i dziś będę
nadrabiać zaległości u was.
Moc wrażeń, zwiedzania, tylko mało spania:))
Będzie co wspominać, a i zdjęcia o tym przypomną, nic
tylko pozazdrościć, ja byłam tylko przejazdem w
Hiszpanii i to przez przypadek, gdy miałam przymusowe
lądowanie w drodze powrotnej z RPA, ale mam bliską
przyjaciółkę, która mieszka w Alicante, może kiedyś
się do niej wybiorę, choć od paru dobrych lat nasz
kontakt się urwał, niestety, ale może jeszcze się
odnowi, jak bywała w Polsce z mężem i córką zawsze ich
gościłam:)
Pozdrawiam serdecznie Amorze i życzę dalszych udanych
przygód i super wyprawy:)
AMOR1988 z przyjemnością przeczytałem i odświeżyłem
jeszcze ciepłe wspomnienia z Barcelony.Ja jeździłem tą
szybką kolejką wzdłuż wybrzeża bo mieszkałem w
Calella.Pozdrawiam serdecznie .
Ciekawy rozkład dnia :) pozdrawiam
Wojażujesz po świecie
Pozdrawiam serdecznie
A czy pamietasz co bylo po Hiszpanii
1982;))))
ciekawa relacja z Twoich wojaży, pozdrawiam :)
Dziękuję za relacje z jakże ciekawej wyprawy :) nie
byłam niestety... Może kiedyś...
Pozdrawiam :*)
Maju wiem, ale trzeba było coś zostawić na kolejny
wypad, ciężko wszystko ogarnąć w tak krótki czas.
Trzeba było w Barcelonie w porcie zaglądnąć do
oceanarium. Wielki szklany tunel pod woda robi
wrażenie, gdy nad głowami przepływają olbrzymie
płaszczki...
W Barcelonie jest świetny sposób zwiedzania miasta, za
22 euro bilet całodzienny na specjalne busy, a
dostępne w nich mapki pokazywały gdzie można wysiąść i
co zwiedzić...