po wyjściu z ośrodka
tam,
kryształowe lampy [białego bzu] zwisały
z drzew
na łodygach wyższych od płotu
odbijały życie poza jego granicami
ptaki ćwierkały w chmurach
okna wychodziły na chmury
pogoda była zawsze dobra
bo pozostawała za drzwiami
a drzwi – zamknięte
deszcz sucho bębnił w dach
mało sypialiśmy
mało mówiliśmy
choć trzeba było improwizować
piliśmy mnóstwo kawy
jakby była jedynym źródłem
życia
uzależnieni od iluzji
pielęgnowaliśmy opuszczoną fatamorganę
w sobie
nieszczęśliwi jak puste
kruche gniazda
opuściliśmy w końcu to miejsce
samotni
nieuleczalni
Komentarze (8)
"Pielęgnowaliśmy opuszczoną fotaomrganę w sobie"-
bardzo celne a ile wierszydeł z tego tytułu się
rodzi, strach pomyśleć
Jakiekolwiek to miejsce, smaotnosc nosimy w sobie i
zabieramy ja wszedzie... moze czas na zmiany... wiem
nie zawsze jest to takie proste. Moc serdecznosci.
Smutny jest powrót donikąd...:(
Wzajemnie, dzięki.
nie uleczalni jesteście od siebie
uzależnieni od bzowtych sufitowych pogód szukajcie w
sobie radości bo w was jest spokój i niech w waszym
życiu też zagości
taki ośrodek to przymusowe przywracanie do życia, bez
życia, wracasz z daleka..., donikąd...
Przychylnej nocy Tańcząca...
Czytałam z przyjemnością, przed zalogowaniem, myślę,
że po wyjściu z takiego "zamkniętego ośrodka" trudno
się odnaleźć, choć w nim też nie jest łatwo, bowiem
jest on docięty od prawdziwego świata, a poza tym, to
myślę, że jest on tylko symbolem iluzoryczności, no
cóż samotność ma różne formy obronne, nie zawsze
dobre, smutny i bardzo prawdziwy wiersz.
Dobrej nocy życzę Marto.
pewnie tak Detka, pozdrawiam...
Samotność to też choroba
Pozdrawiam