Pocałunek Śmierci
Kiedy ją ujrzałem przestałem
Się bać, bo niby, czego
Przybrała postać kobiety,
Była bardzo piękna
Jej twarz była pełna wyrazu
Im dłużej się jej przyglądałem
Tym bardziej chciałem to robić
Jednakże nie mogłem tego czynić
Jej włosy były niczym noc
Opływały jej ramiona
Ich czerń parzyła oczy
Mimo to ciągle je obserwowałem
Gdy turkus oczu jej na me
Lico spojrzał, owiął mnie
Chłód, jakiego nigdy nie czułem
Głębia jej źrenic pochłonęła mnie
Była niczym puch smagany
Podmuchami wiosennego wiatru
Lekka, delikatna, pełna gracji
Stąpała niczym aksamit zsuwający się z
ręki
Podeszła do mnie cała w czerni
Nie wiedziałem, co mam czynić
Serce szybciej zaczęło mi bić
A ona tylko się uśmiechnęła
Na widok jej boskiego uśmiechu
Ogarnął mnie spokój niesamowity
Opuściły mnie wszelkie troski
Teraz najważniejsza była ona
Nic więcej się nie liczyło
Zbliżyła się jeszcze bardziej
Czułem jej zapach, chryzantemy
Wyczułem aurę ją otaczającą
Przyciągała mnie do siebie
Nasze usta zetknęły się
Przeszła mnie trwoga, lecz
Nie odstąpiłem od niej
Trwaliśmy tak unosząc się
Poza granicami czasu
Gdy przestaliśmy spojrzała na mnie
Odwróciła się i zaczęła iść
Pobiegłem za nią
Chciałem iść z nią
Lecz ona powiedziała, że jeszcze
Do mnie wróci
Komentarze (3)
Chciałeś iść za Białą Damą, a ona tobie odmówiła --- z
boskim uśmiechem to przesada --- interesujący wiersz
dawno nie widziałam by ktoś z taka pasją pisał o
jakiejś kobiecie.. drogi Atrydo pisz jak najwięcej!!!!
wychodzi Ci to rewelacyjnie!!!! powodzenia!!!
Treść świetna i bardzo wymowna. W zapisie no
cóż...pozbyłabym sie "pustego balastu" zaimków (zbyt
ich dużo i za blisko siebie)Pzdr.