Pod liściem rycynusu
Smagany wiatrem i słońcem spieczony,
Spocone ciało do łodygi tuli,
Wygląda wielkiej i ognistej kuli
Ciśniętej z nieba w lud grzechem
splamiony.
Śpiewu dziewicy-zarazy lecącej,
Chmury szarańczy, której szkliste
skrzydła
Głodem ściskając lud i trzodę bydła,
Zakryją cieniem tłum w mroku tonący.
Niestety. Oprócz zawodzeń i szlochu,
Błagalnych jęków, modlitwy szemranej
W wory pokutne Niniwy odzianej,
Ciszę tnie odgłos sypanego prochu.
On dobrze wiedział, że gdy płacz żarliwy
Dosięgnie nieba i gdy lud niewierny
Okaże skruchę, to Bóg miłosierny
Odwróci gniew od mieszkańców Niniwy.
Tak siedząc Jonasz w chłodnym cieniu
krzaka,
Wyrzuca Bogu litościwość zbędną,
Tymczasem Pan Bóg ząbkami robaka
Tnie korzeń krzewu, już mu liście więdną.
Żal będzie liści, proroku cnotliwy,
Lecz nie żal tobie mieszkańców Niniwy?
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.