pod skorupą
Kamienna skorupa bezradności więzi gnijące
wnętrze.
Na oślep szukam noża, żeby ją przebić.
Umrzeć nago w towarzystwie głazów i
Pozwolić aby wiatr zabrał ze sobą fetor
przeszłości.
Pierwszy cios, najtrudniejszy i z drżeniem
rąk.
Stalowe ostrze bezgłośnie zagłębia się we
mnie
Dając oczekiwaną długo ulgę.
Po chwili zgwałcona skorupa pęka i
Kruszy się z bolesnym jękiem.
Szał realności rzuca na kolana,
Przyciska do ziemi.
To najcudowniejszy dzień w moim
życiu…
Dźwięk budzika…
To znowu tylko sen.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.