Podróż.
Czekam, wsiadam i jadę.
Czerwono-żółty autobus,
pancerna arka Noego,
w której wszystkie gatunki
dzikiego planktonu świata
obserwują świat zza szyby.
W milczeniu, jak manekiny
kiwają się rytmicznie
w takt wyboistej jezdni.
Na każdym z przystanków
kolejna grupa uciekinierów
ładuje swe utytłane toboły.
A świat za nami milknie,
w ciemności utopiony,
jak płaszcz w głębi szafy.
Przed nami światła miasta
w płonących odcieniach
otwierają swoje ramiona.
W oczach dziewczynki,
która obok mnie siedzi
widzę cierpki strach.
I nie myślę już wcale,
ani o tobie, ani o latawcach.
Komentarze (3)
Świetny wiersz duże brawa!
Ten też niczego sobie, trochę formę oszlifować,
ociosać i zupełnie ok.
zajebise! oddaje wszytsko co pewnie chciałabym
zobaczyć. świetny, naprawde. +