Podróż dla jednego uśmiechu
albo "Jednorazowy wybryk"
Wóz wzlatuje wysoko z drugim skrzyżowaniem
mija Niebo
A ja siedzę obok w samym środku pijany
sokiem z malin.
Wyszedłem zaczerpnąć świeżego powietrza
Wróciłem ze szczytu Czomolungmy
Uniosłem głowę by zerknąć na gwiazdy
Pod nogami znalazłem cały ich stos.
Otworzyłem usta na powitanie
Lecz usłyszałem świergoczące wdzięk i czar
I znalazłem się tam gdzie zwykłem bywać.
Wsiadłem do autokaru i raczej z niego nie
wysiądę.
Teraz pozostała tylko żałość, tusz w mym
pożyczonym piórze.
Nie martw się, Magdo, więcej takich nie będzie.
Komentarze (1)
to było chyba pożegnanie... piękny wiersz