Podwójni
Podwójni w dwójni,
razy cztery się przenika,
tu i tam zachodzą i wschodzą,
teraz trochę dłużej z pełnią troski,
grzeją spadające główki ze szpilek,
zdmuchnięte przez świętego Jana co na to
gwiżdżę,
odliczają do miliona za wiatr.
Pulsują cieniutko nakłute organy po
przeszczepie,
dymią kominy mini-krematorium trując pole
magnetyczne,
niezaszczepionych jeszcz aurycznych
istot,
papier ścierny zaciera kolor na skórze.
Kończy się serial z prawdą na ekranie
o pościgach przez żyły na zasznurowanych
autostradach,
zanika prąd ale światło świeci
czarno białe pasy pochłaniaja telewizyjny
obraz,
pojedyńczy już się nie mnożą.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.