Poezja
Chodzę z nisko spuszczoną głową, przez
życie
Przyjmując najsurowszą krytykę, bojąc się
waszych spojrzeń
Słuszność jest wasza jeśli zły mój
postęp
Używacie kija przeciw mym słowom, stulony
przetrwam wszystko.
Trudno mi mówić o dniach, które świętem
będą
Wciąż szukając gdzieś wypełnienia, bojąc
się mówić.
Gdzieś na przypadkowej kartce, znalezionej
pod waszymi stopami
Spisuję swe myśli, by z ukrycia podrzucić
ją gdzieś w tłum rąk
By niepodpisane dzieła cieszyły wasze
oczy
Może po śmierci, ktoś znajdzie spis
Na którym widnieć będzie me szaro
rozławione imie
Może tłum który niegdyś był potrząsającym
mną
Dziś będzie szumem i szeptem w tle moich
dzieł
Może gdy już zasiąde w fotelu starości
Przypominając sobie złe dzieje, zrozumiem
życie
Czytając swe myśli z dzieciństwa, docenie
to czego teraz nie mam.
Gdy nadejdzie wolność słowa. Wstane i
odejdę.
Bo czym będzie tworzenie, skoro kochać już
to będziecie,
Kto doceni mowe mą, skoro każdy mówić
umie.
Bezcenne będą czasy, gdy chowałem się za
rogiem,
Bojąc się o swe życie, któremu zagrażały
moje myśli.
Lecz teraz gdy już lata mijają, zajrzyjcie
w głąb swych dusz
Nie patrząc przez zazdrość, pochwalcie
nas
Mnie i innych ludzi dumnych, z tego jak
wytrwale walczyli
By teraz, ich imiona na pomnikach ryli.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.