pojedynczym powiewem
zdarza mi się opadać wiatrem kiedy pragnę
popieścić
wygładzić toń lecz budzę tylko fale na
grzbietach
niosące obietnice nieodleglych lądów o
które rozbiją się
przecież w spełnieniu jak zwykle okrutnym
spółkując
z brzegiem może więc jednak bez ciebie
tylko jak
kiedy dotykam tak wielu drzew przeciągam
przez
niedomknięte bramy okna powieki miast
bezsennych
nocą rozpraszaną przez latarnie rzucające
cienie
postaci kupczących miłością bez uczuć
wzniosę
lepiej do chmur szarości roztopionej w
ołowiu
ciążącym kroplami które uwolnię wyrwę z
kącików oczu
staczając ze szczytów niepokornym halnym
sam
Komentarze (4)
Ładnie o samotności. Ale czasami tą samotność sami
wybieramy. Pozdrawiam ze Świątecznymi życzeniami:-)
Dziś już czytam któryś z kolei wiersz o samotności.
Ich treść utwierdza mnie że samotność to wybór a nie
konieczność. A może się mylę?!
Podoba mi się sceneria w wierszu.
Interesujący wiersz, daje do myślenia.
halny z bryzą pogodzeni,
przecież mamy święta.
Pozdrawiam serdecznie