Pojedynek
Pewna rodzina z miasta małego
Miała w swym domu dziadka zmyślnego
Bardzo on lubił porzadku znamię
Mył więc, szorował wciąż nieustannie
Był to stróż ładu i etykiety
Lecz z nim nie dało się żyć niestety
Trzeba było trafu takiego
Że dziadek dostrzegł kreta czarnego
Kret jak kret - przyjemne zwierzę
Lecz nie dla niego z dziadkiem
przymierze
Dziadek wziął widły i na intruza
Bo ten już z kopca swój łeb wynurza
Ale nie wyszły mu te podniety
Bo kret z swym życiem uszedł niestety
Trzy dni trwały poszukiwania
I kret znowu swój łeb wyłania
Dziadek wziął szlaucha, podłączył wodę
Czekaj ty bracie, ja ci dogodzę!
Tydzień spokoju było tam przecie
Po którym znowu wychodzi krecię
Starszy pan podjął więc swą pracę
Czekaj ty gadzie, ja ci przysadzę!
Motor z garażu wyciągnął przecie
I w kłębach dymu morduje krecię
Anioła stróża miał ten zwierz mały
Bo po tygodniu znów wyszedł cały
Krety z sąsiedztwa patrzą zdziwione
Druha wołają - chodź w naszą stronę!
Tu na cię czeka uratowanie
A tam sromota i poniżanie
Kret więc posłuchał kolegów rady
Szybko ucieka z miejsca zagłady
A morał z tego przytoczyć mogę
Łotrowi nigdy nie wkraczaj w drogę
Gdy cię dorwie jakiś kat
Pakuj graty, ruszaj w świat
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.