Póki zdołamy
Staję na moście, rzucam twarzą w dół,
uderzam o ziemię i pękam w pół.
Czaszka strzaskana, zamknięte oczy,
krew z rozbitego ciała wciąż broczy.
Nogi złamane leżą w nieładzie,
cień mostu warstwę mroku już kładzie.
Oddech zaginął martwym westchnieniem,
to tak wyglądać musi cierpienie...
To tak wyglądać musi udręka,
co marnieć każe ciału w tych mękach.
Stanąć wysoko z wstrętnym pragnieniem,
by skończyć szybko życia istnienie.
Czy tak się godzi niszczyć zamiary,
kiedyś spragnione szczęścia i wiary.
Pełne miłości marzeń co trwały,
lecz nagłym skokiem istnieć przestały.
Dramat co każe na takie czyny,
jest potępieniem rosnącej winy.
Czy wybaczalnym pytać możemy,
póki zdołamy...i wierzyć chcemy.
Komentarze (6)
Wiersz skłania do zadumy temat niełatwy ale ciekawie
prowadzony, pozdrawiam.
Jestem pod wrażeniem... wiersz świetny, choć bardzo
smutny.
bardzo zgrabny wiersz, rymy niczego sobie...wart
naśladowania
Pewnie nawiązanie do któregoś wczorajszego
wiersza,hmm..Brakuje mi "rzucam się", lecz zamysł
rozumiem..Sorry za ostatni lapsus..Przymiotnikowe
miało być..czasownikowe to ja walę :)..Pozdrowienia..I
póki żyjemy :) Najlepsze: "Zbałamuceni przez
polityków..ogołoceni przez finansjerę.." :) M.
Bardzo ładnie i ciekawie opisany proces niepotrzebnego
dramatu,choć i niekiedy samobójcy mają inne zewnętrzne
jeszcze naciski przed którymi nie mogą czynu swego
powstrzymać,albo odłożyć,a słaby charakter jest tutaj
dodatkowym sprzymierzeńcem lub bodźcem do popełnienia
takiego czynu...powodzenia
Jak zwykle pięknie napisane i temat bardzo głęboki.Z
przyjemnością przeczytałam.