Pokolenie umarłych romantyków
Pokolenie umarłych romantyków
uciekających donikąd
z matni codzienności
w swojej malutkiej enklawie
szczęścia
Przy blasku księżyca i świec
uśmierca się nawzajem
bełkotem egzaltowanych słów
Spija sobie z ust
wyznania pachnące konwaliami
i
przerażająco nierzeczywiste
Przeżuwa zmysłowo
kawałki pokruszonych marzeń
które zaspokoją głód tylko do pierwszego
brzasku
codzienności
Obok nich
pod osłoną nocy
rzeczywistość
nie popada w bezczynność
wciąż przecieka im przez palce.
Komentarze (2)
Dobrze powiedziane. Z przyjemnością wyróżniam wiersz.
Pozdrawiam serdecznie.
wiesz...zaskoczyl mni eten wiersz,myslalm ze bedzie o
czyms innym,a wiec potrafisz pieknie slowami
dyrygowac...ta koncowka ...bardzo silna
wymowa,wszytsko w tym wierszu do mnie przewawia!