Pół godziny księżycowej ławki
siedząc wieczorem nad Wisłą
łowię myśli na haczyk uśmiechu
powietrze rozciągnięte jak płachta
pod nogami samobójcy
śpiewa delikatnie pobliskim mostem
fale rozbijają twarze na brzegu
wysyłają co chwilę księżycowe zające
na kolanie ćma prostuje ramiona
wierzba rysuje po wodzie palcami
tak niedbale
po kręgosłupie na szpilkach przebiegł
chłód
już czas, zabieram tą chwilę
jutro ponownie plecami ławki
przytulę spokój do siebie
i zastygnę
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.