polne bielmo...
Zbitość osowiała, w marności spowita,
błądząca dziecieństwem w gęstości swej
spięta,
droga do przebycia ubita na skrętach,
jednolita gładkość, bryłą wiotką lita.
Trzyma w sobie ducha wietrzności uśpionej,
aby nie obudzić w nim licha psotnego,
co po brzuchu głaszcze mglisto giętkie
ego,
spuszczając na pola woali zasłonę.
Słuch ucho napina, gdyż wzrok traci
siły,
bielmem polnym snuty osowiało stoi,
patrzy w mleczną marę, tło pasmami kroi
jakby się w nim barwy słoneczne wytliły.
Mury bladookie, w bieli kolorycie,
zmieszajcie szat strzępy z leśnych barw
poszyciem.
Komentarze (25)
Listopad to czas gdy oczy natury przesłania bielmo
mgieł... świetnie ukazana jesienna aura zapisana w
formie sonetu, pozdrawiam.
Zawsze wiesz co pisać i fajnie się czyta...a sonet
pełen metafor...miłego dnia.
Dawno tyle finezji na skraju słów nie czułem gdy twego
wiersza odkryłem kopułę cieszył każdy szczegół i
zachwycał ogół
Pozdrowionka ;)
+ Wczoraj cały dzień nie miałem 5 minut, by usiąść
przy komputerze, więc teraz nadrabiam zaległości. U
Ciebie - jak zwykle - jest co poczytać.
Pozwolę sobie za Anną.
Pozdrawiam
jak zawsze- dopracowany w szczegółach.
Kompletnie zmetaforyzowana przyroda. Ale piękny
wiersz.
Ślę moc serdeczności. :)
Przepięknie, brak mi słów. "Słuch ucho napina, gdyż
wzrok traci siły,
bielmem polnym snuty osowiało stoi,
patrzy w mleczną marę, tło pasmami kroi
jakby się w nim barwy słoneczne wytliły.
Mury bladookie, w bieli kolorycie,
zmieszajcie szat strzępy z leśnych barw poszyciem."
Przepięknie taki sonet a uwielbiam wiersze
przyrodnicze.
idę spa ..piękne wiersze piszesz dobranoc ...