Polskie oblicze ludzkiego JA
15:30, Wt
Uśmiech tym gorętszy,
Im bardziej parzy jak słońce.
Oddech tym czystszy,
Im częściej nabieramy tlenu w płuca.
Wzrok tym bardziej uprzejmy, szczery,
Im szerzej rozwarte są źrenice.
I wreszcie usta, tym cieplejsze,
Gdy namiętniej całują.
Jakby chciały rzec coś jeszcze,
Coś więcej, próbują.
Dłonie tym gładsze,
Ilekroć gładzą szorstkie policzki.
Palce, jak grzebień, przeczesujące,
Myśli i pragnienia, jakby chciały,
Ukryć się we włosach.
Włosy tym bardziej skręcone,
Im bardziej próbujemy je,
Wyprostować każdą prostą myślą.
Ramiona tym mocniejsze,
Im bardziej próbują zagarnąć,
Jak najwięcej.
Nos im bardziej zadarty,
Tym mniej czuły na niziny,
Ludzkiego cierpienia.
Nogi im bardziej ściągnięte,
Tym mniej widoczne w tłumie,
Niczym odnóża kolejnej latarni.
Rozkraczone rzucają się w oczy,
Nienaturalne, przecież nikt tak nie
chodzi.
W równym odstępie od siebie,
Oznaczają spokój, opanowanie.
Złóżmy to teraz w całość, do kupy.
Mmm... brzydkie słowo, lepiej brzmi,
Do zupełnej reszty.
Pozbierajmy te zdrowe, dobre,
I uprzejme gesty.
Powstaje z nich człowiek,
Staruszek przygarbiony,
Zatroskany o własną wolność,
Jakże już styraną.
Bo, który, w swej dzikiej,
Nieokiełznanej, młodej przewrotności,
Zastanawiał się, czy to co zrobił,
Odbiło się echem i da znać o sobie,
W przyszłości.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.