Poranek nam zawinił
Jaśnieje
By zbielić nadzieję.
By dusze powstały
I się kołysały
Po beztroskim niebie...
Na własnym pogrzebie
Ale wkrótce nadziej legły w gruzach
Nie po meduzach
Nie na guzach
Ale po paprociach
Spływa nasza wina
I przeklina
Wszystkie dobre jutra
Szykuje futra
Na grzechy
Co wlazły pod strzechy
I się chowają pod skaraniem boskim
Już nie niebem beztroskim
A ziemią obrośniętą mchem
Smaruje kanapki nie dżemem
Ale wyszywa jadowitą skórą
Od krwi - purpurą.
I pruje tkaninę życia
Nie w rosie szuka odkrycia
Lecz w twoich oczach grzebie
A potem zakopuje w glebie
By ukryć grzechu tajemnicę
Życie, słodkie życie...
O poranku wzrasta
Pod wieczór cię przerasta.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.