[ Poranki ]
Mogłam się dzisaj nie zbudzić.
Wieczór a ja wciąż nie wiem po co prawą
stopą kołysałam lewą. By przebudzić się bez
zszkowania?.Podobno najpiękniej jest budzić
się bezszelestnie,choć sama nie wiem czy
komuś udało się pomysleć o ulicy, kiedy
jeszcze spał , bo oczy miał zamknięte , a
myśl jego chodziła już w butach.
Przeważnie sen jest początkiem rozmów z
ludzmi.Tymbardziej że śni się po piątej.
Najgorsze jest to gdy myslę że przez siebie
samą muszę wstać.I znów być zimna, i własne
serce zaciskać w pięści.Mocno,mocno,
mocno.Tak aby przez chwilę zamarło, gdy
będę chciała płakać.Łzy nie są mile
widziane przez wstyd , kiedy jest się
między trawą a chodnikiem.Kiedy słońce nie
wie po co wisi, jeśli o dwunastej nie jest
w stanie takim by ktoś mógł się nad nim
zachwycać.Chyba że zbliża się wieczór, i
ptaki próbują przebijać się przez niebo.To
że potrafią latać to nie znaczy że potrafią
dotknąć błękitu przeplatanego w inne
barwy.Może własnie dlatego przebudzam
się.Może dlatego że nie muszę zazdrościć
skrzydeł niepotrzebnych.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.